Pierwsza premiera Studia Operowego, uważana za początek historii Opery Bałtyckiej, odbyła się 28 czerwca 1950, kiedy to wystawiono Eugeniusza Oniegina Piotra Czajkowskiego. 1 maja 1953 Studio operowe i Orkiestra Filharmoniczna zostały połączone w Państwową Operę i Filharmonię Bałtycką, mieszczącą się w budynku przy Alei Zwycięstwa 15. W ciągu wielu lat dokonywano różnych przeróbek, adaptacji i modernizacji starego budynku, rozpoczętego przebudową sceny w 1955, a później, w latach 1972-1982, reszty budynku. W 1974 utworzono nową orkiestrę filharmoniczną, która odtąd pełniła funkcję Filharmonii, podczas gdy stara orkiestra pozostawała głównie orkiestrą operową. Obie instytucje kierowane były przez tego samego dyrektora naczelnego i pozostawały pod jednym dachem. Dopiero w roku 1994 rozdzielono definitywnie Operę od Filharmonii (Filharmonia zmieniła siedzibę i dyrektora) i Opera stała się samodzielną instytucją artystyczną pod nazwą Państwowa Opera Bałtycka.
W sezonie artystycznym 2009/2010 Opera Bałtycka obchodzi sześćdziesiątą rocznicę swego powstania.
W niedzielę, 29 listopada 2009 r. dla uczczenia tego jubileuszu wybraliśmy się (tzn. nasza "paczka" będąca absolwentami pięcioletnich stacjonarnych studiów magisterskich na filologii rosyjskiej) do Opery Bałtyckiej na spektakl "Eugeniusza Oniegina" Piotra Czajkowskiego. Jako znawcy języka z zachwytem chłonęliśmy przez ponad 2,5 godz. przedstawienie, którego całość wykonano po rosyjsku.
Jedna z najpiękniejszych oper w literaturze światowej, opowiadająca o jakże częstym w życiu każdego z nas spóźnieniu się z podjęciem najważniejszej decyzji, zagapieniu się w chwili, gdy właśnie mija nas ten jedyny, najważniejszy człowiek, który mógłby dać szczęście. O roztrwonieniu jedynego bogactwa, jakie nam przypada w udziale, zlekceważeniu wartości, które mogłyby dla nas być zbawienne. Rzecz o najbardziej bolesnym dla człowieka marnotrawieniu miłości i przyjaźni, które los nam daje szczodrą ręką, a my w tym czasie uganiamy się za błahostkami. Rzecz o nostalgii za krainą słodkiej młodości nie tylko naszej, ale i ludzi, którzy nas otaczali i Ojczyzny jakże pięknej, gdy wspomina się jej miniony czas i jakże gorzkiej, gdy się odczuwa na sobie jej determinację w pędzie ku przyszłości.
Libretto "Eugeniusza Oniegina", opery określanej jako "sceny liryczne w trzech aktach i siedmiu obrazach", powstało na podstawie znanego poematu Aleksandra Puszkina. Napisał je kompozytor wspólnie z bratem Modestem i przyjacielem Konstantinem Szyłowskim. "Żadnego utworu nie pisałem z taką łatwością, jak tę operę" - napisał Czajkowski do Nadieżdy von Meck, swojej wielkiej protektorki, w czerwcu 1878 roku. I rzeczywiście liryzm i urok tej nastrojowej muzyki spowity w woal melancholii wciągnął nas bez reszty w wir scenicznej akcji opowiadającej o wielkiej niespełnionej miłości Tatiany do Oniegina. Ta opera jest obrazem niepowtarzalnego stylu tego kompozytora, tak w zakresie formy, jak i harmoniki. Największe znaczenie ma tutaj nie sama akcja, lecz wewnętrzne przeżycia bohaterów dramatu, co nadaje mu intymny, niemal kameralny, charakter. Znakomicie Czajkowski uchwycił go w melancholijnej i nieco patetycznej muzyce, co najpełniej widać w słynnej scenie pisania przez Tatianę listu do Oniegina.
Choć kompozytora interesują głownie przeżycia i przemiany bohaterów, to w operze nie brakuje błyskotliwych scen zbiorowych i rodzajowych. Z muzycznego punktu widzenia „Eugeniusz Oniegin” to niekończący się ciąg szlagierów muzycznych – Polonez, Walc, aria Leńskiego, aria Gremina, kuplety Triqueta, tańce dożynkowe i wiele innych . Centralny punkt opery – Scena pisania listu, jest tak bogaty w piękne melodie, że można by z niego wykroić kilka arii. Śpiewacy mieli możliwość nie tylko błyszczeć w partiach napisanych przez Czajkowskiego, ale i otrzymali interesujący materiał do zagrania, stworzenia wieloznacznych i bogatych bohaterów scenicznych. Słowem: dzieło lubiane i przez publiczność i wykonawców. Pośród tych ostatnich zobaczyliśmy czołówkę polskich wokalistów: Annę Wierzbicką, Roberta Gierlacha, Adama Zdunikowskiego, Pawła Skałubę, Romualda Tesarowicza, Małgorzatę Pańko, Alicję Węgorzewską.
Niegdyś partię Tatiany śpiewała Salomea Kruszelnicka (widziałem jej grób we Lwowie). Opera Bałtycka zaprezentowała po raz pierwszy "Oniegina" w czerwcu 1950 r.
Obejrzeliśmy inscenizację w reżyserii Marka Weissa, który od lutego 2008 r. jest dyrektorem naczelnym i artystycznym Opery Bałtyckiej w Gdańsku. Kierownictwo muzyczne premiery objął José Maria Florencio, autorką scenografii i kostiumów jest Jagna Janicka. Choreografia to dzieło Izadory Weiss.
Obsada
Łarina: Joanna Cortes
Tatiana: Anastazja Lipert,
Olga: Alicja Węgorzewska
Oniegin: Mikołaj Zalasiński
Leński: Adam Zdunikowski
Griemin: Romuald Tesarowicz
Sekundant: Szymon Kobyliński
Zapiewajło: Wiktor Wydra
Triquet: Jacek Szymański
Rotmistrz: Rzeszutek Krzysztof
oraz Balet, Chór (przygotowanie chóru Dariusz Tabisz) i Orkiestra Opery Bałtyckiej
dyrygent José Maria Florêncio
[Oryginalna wersja została wykonana w języku rosyjskim
Tłumaczenie wyświetlano nad sceną]
Przedstawienie w Operze Bałtyckiej okazało się dla nas potrójną ucztą duchową. Po pierwsze ze względu na największe dzieło literackie Aleksandra Puszkina, jakim jest powieść wierszem "Eugeniusz Oniegin", po drugie - geniusz kompozytora Piotra Czajkowskiego i po trzecie nasze własne (najlepsze) towarzystwo: Barbara, Maria, Zofia i piszący te słowa. W tym miejscu należą się słowa uznania i podziękowania dla Zofii, która zainspirowała, zorganizowała i z wrodzoną sobie życzliwą troską do końca czuwała nad logistyczną stroną całego przedsięwzięcia.
Wdzięczność należy się również Barbarze za staropolską gościnność w jej mieszkaniu w Gdańsku. Podejmowała nas przyjaźnie i ciepło w ciągu tych dwóch dni, jak najbliższych członków rodziny, zapewniając nam wszystkim wyśmienity poczęstunek, a koleżankom przytulny nocleg w kameralnych warunkach (ja nocowałem u córki).
Wieczorem po spektaklu pojechaliśmy do centrum Gdańska i uczciliśmy nasze spotkanie spacerem po pełnej uroku ulicy Długiej. Oświetlone zabytkowe kamieniczki, Dom Uphagena, Ratusz tworzyły niezwykłą scenerię. Zatrzymaliśmy się w restauracji "Elephant Club" przy Długim Targu, gdzie skonsumowaliśmy bananową fantazję (zgodnie z nazwą) okazała się fantastyczna.
Nazajutrz kontynuowaliśmy nasze historyczne spotkanie w Trójmieście. Pojechaliśmy do Oliwy. Tam najpierw udaliśmy się do miejsca, gdzie przed laty był nasz WSN i szkoła ćwiczeń. Ku naszemu zaskoczeniu, przy ul. B. Krzywoustego 19, gdzie w ubiegłym wieku znajdowała się nasza uczelnia, obecnie trwają wykopy ziemne i prace budowlane, a po naszej szkole nie został żaden ślad.
Nie wpadliśmy jednak w rozpacz i udaliśmy się do Sopotu. Tam spacer po najdłuższym drewnianym molu w Europie (512 m) poprawił nam humor, tym bardziej, że pogoda sprzyjała, nawet świeciło słonce. Sopot, letnia stolica Polski, (40 tys. mieszkańców) to jedno z najatrakcyjniejszych miast kraju.
Duże wrażenie zrobił na nas imponujący widok (z mola) nowego Domu Zdrojowego, Hotelu Sheraton i Grand Hotelu. Spacerowaliśmy jeszcze po głównej ulicy Sopotu - Monciaku (Bohaterów Monte Cassino), gdzie, jak zwykle, zwraca uwagę Krzywy Domek.
Wróciliśmy do Oliwy, gdzie poszliśmy na spacer do Parku i do Katedry. W katedrze oliwskiej jest prowadzony remont. Z funduszy Unii Europejskiej udało się uzyskać 5 mln zł. Zobaczyliśmy układanie na posadzce instalacji grzewczych, będzie też wymiana oświetlenia, zabezpieczenia przeciwpożarowe i antywłamaniowe. Zostaną odnowione drzwi główne i boczne oraz prospekt organowy.
Z Oliwy udaliśmy się do Galerii Bałtyckiej we Wrzeszczu, która sama w sobie jest obiektem bardzo efektownym. Tam posililiśmy się w restauracji wegetariańskiej GREEN WAY. Jedna olbrzymia (smaczna i tania) porcja mogłaby zaspokoić głód co najmniej trzech osób.
Usatysfakcjonowani spotkaniem rozjechaliśmy się w różne strony Polski po 16.00. Zaplanowaliśmy następne spotkanie na czerwiec 2010 r.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz