sobota, 6 września 2008
Manifestacja NSZZ Solidarność w Warszawie
W piątek, 29 sierpnia 2008 r. w Warszawie odbyła się antyrządowa demonstracja zorganizowana przez NSZZ Solidarność. Do stolicy autokarami i pociągami przyjechało 30 tys. członków Związku z całej Polski, aby zaprotestować przeciwko polityce rządu i resortu pracy. Również z Kościerzyny wyruszył autokar z 28 osobami; szkoda, że tylko tyle, bo sporo miejsc było wolnych. Dodam, że należę do S. od 1980 r. (ze względów sentymentalnych, bo nie muszę korzystać z obrony Związku) i do dziś opłacam comiesięczne składki. Najstarsza uczestniczka naszej grupy liczyła 77 lat. Zbiórka została wyznaczona na godz. 4.00, ale z powodu spóźnienia pana K. S. (przewodniczącego nauczycielskiej Solidarności rejonu kościerskiego) wyjechaliśmy o 4.15. Pan Andrzej (kierowca PKS-u w K-nie) wybrał trasę prowadzącą przez Zblewo, Skórcz, Warlubie, Lubicz, Płońsk. Po drodze zatrzymaliśmy się w jednej z mijanych jadłodajni, aby zjeść śniadanie. Do Warszawy dotarliśmy po 11.00. Udaliśmy się na Plac Piłsudskiego, miejsce zbiórki. Rozlegał się głośny hałas syren, gwizdków, petard, skandowanych haseł, m.in. Usuńcie Pawlaka, inaczej będzie draka. Donaldzie Tusku, obiecałeś cud, a oszukałeś lud.
Wg Serwisu Informacyjnego NSZZ Solidarność [cytuję:]
Celem manifestacji było zaapelowanie do Rządu RP o:
Systematyczny wzrost płac wszystkich pracowników, który zrekompensuje wzrost kosztów utrzymania,
Podwyższenie płacy minimalnej do wysokości 50% przeciętnego wynagrodzenia
Zachowanie uprawnienia do obniżonego wieku emerytalnego dla osób pracujących w szczególnych warunkach lub szczególnym charakterze,
Przestrzeganie prawa pracy i prawa pracowników do organizowania się,
Rzeczywistego, a nie pozorowanego dialogu społecznego.
Znana publicystka Janina Paradowska wyraziła się o demonstracji zdecydowanie krytycznie: Niewdzięczna jest dziś rola związku zawodowego, który chce zrobić największą od lat manifestację. Postulatów mało i pozostaje to co zawsze, czyli rytuał sprowadzający się do wołania - "złodzieje", podpalania opon, rzucania petardami czy palenia kukły premiera. [To króciutki cytat jej dłuższego tekstu.]
Cieszę się, że uczestniczyłem w czymś wielkim i wyjątkowym. Z entuzjazmem maszerowaliśmy wolniutko przez prawie 3 godziny centralnymi ulicami Warszawy (Krakowskim Przedmieściem, Nowym Światem, Placem Trzech Krzyży, Alejami Ujazdowskimi) paraliżując całkowicie ruch, w lekkim deszczu (który jednak nam wcale nie przeszkadzał), NSZZ Solidarność miała własne służby porządkowe. Było też sporo policji, która rzekomo zapewniała nam bezpieczeństwo, ale tak naprawdę chroniła ambasady, a przede wszystkim gmachy rządowe. Najwięcej policji stało w pełnej gotowości i rynsztunku (wyglądali jak marsjanie) przed budynkiem Ministerstwa Gospodarki. Po 15.00 spaliliśmy kukłę Tuska przed siedzibą Urzędu Rady Ministrów.
Związkowcy wręczyli petycję szefowi doradców premiera Michałowi Boni, (minister pracy Jolanta Fedak była 400 km od stolicy), który miał ją przekazać D. Tuskowi. W jednej z późniejszych wypowiedzi M. Boni stanowczo podkreślił, że rząd nie ustąpi [cytuję: Nie będzie żadnych ustępstw.]
Największa od lat manifestacja Solidarności była jednak spokojna mimo tylu tysięcy związkowców z całego kraju. Po rozwiązaniu pochodu (przed 16.00) nasi przewodnicy: J. R. (kierownik Oddziału NSZZ Solidarność w Kościerzynie) i wspomniany już K. S. stracili orientację co do miejsca zbiórki odjazdu. Straciliśmy ponad godzinę błąkając się w kółko, m.in. w Parku Łazienkowskim, na domiar złego złapała nas potężna ulewa trwająca około 20 minut, zmokliśmy jak kaczki. Wreszcie (przed 17.00) przyjechał nasz autokar (kierowca postępował zgodnie z poleceniami naszych zdezorientowanych przewodników). Wracaliśmy nieco inną, krótszą trasą (przez Zakroczym, Płońsk, Sierpc, Rypin, Brodnicę, Radzyń Chełmiński, Jabłonowo, Grudziądz, Warlubie, Zblewo). Nasz obrotny kierowca wcześniej zamówił wyśmienitą obiado-kolację, którą zjedliśmy o 19.00 z wilczym apetytem w jadłodajni w Borkowie Kościelnym koło Sierpca. Gwoli kronikarskiej ścisłości uzupełniam, że J. R. wypłacił nam za pokwitowaniem dietę na posiłki w wysokości XY zł. Do Kościerzyny dotarliśmy o 23.30, w domu w Wielkim Klińczu znalazłem się o 23.45.
Zdzisław Brzeziński
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz