wtorek, 28 lutego 2012

DOROTA STEFAŃSKA

.
Ś.p. Dorotę Stefańską poznałem we wtorek, 5-go stycznia 2010 r. wczesnym rankiem o godz. 7.15. To był pierwszy w moim życiu dzień pracy w Szkole Podstawowej w Egiertowie, gdzie lekcje rozpoczynają się już o godz. 7.35. Była jeszcze ciemna noc, ale bez trudu trafiłem głównym wejściem do pokoju nauczycielskiego, gdzie jedyną osobą była właśnie pani Dorota. Przywitałem się i przedstawiłem lekko zestresowany, ale kiedy zobaczyłem ciepły i serdeczny uśmiech od razu poczułem się bezpiecznie jak w domu. Rozmawialiśmy o pracy w szkole jakbyśmy się znali od bardzo dawna. Po chwili zaczęli się pojawiać kolejni nauczyciele, ale pani Dorota była pierwszą osobą z grona pedagogicznego szkoły, którą wtedy poznałem. Nigdy nie zapomnę tamtego przyjaznego spotkania. Potem wielokrotnie zdarzały się okazje do krótkich rozmów, w trakcie których Dorota zawsze emanowała anielską dobrocią, niezwykłą łagodnością i wrodzoną życzliwością dla otoczenia.

Praca w Egiertowie jest przyjemnością. Pani Dyrektor Iliada Kwaszyńska traktuje wszystkich uczniów i pracowników z macierzyńską troską. Dzieci i grono pedagogiczne są bardzo sympatyczni i zgodni jak jedna wielka rodzina. Poza tym w Egiertowie jest tylko szkoła podstawowa. Nauczanie w gimnazjum stanowi trudniejsze wyzwanie, bo niektórzy gimnazjaliści w okresie dorastania stwarzają problemy na lekcjach.

Dorota S. odeszła niespodzianie 1-go lutego 2012 r.

Urodziła się w Kartuzach 22 czerwca 1963 r. Traumatycznym przeżyciem w jej życiu była nagła śmierć ojca w 1985 r., a ciosem, który skrywała w sobie była niespodziewana śmierć męża 27 stycznia 2010 r. Odchodząc osierociła swoich ukochanych wychowanków, uczniów klasy II a. Osierociła nie tylko swoich najbliższych, osierociła nas wszystkich.

Ta nagła śmierć była dla mnie (dla wszystkich) bolesnym szokiem. W sobotę, 4-go lutego wziąłem udział w uroczystościach pogrzebowych w kościele w Hopowie i na cmentarzu w Szymbarku. Pani Dyrektor wygłosiła w świątyni poruszające przemówienie. Mimo silnego mrozu zgromadziło się mnóstwo ludzi - dzieci i dorosłych. Prawie wszyscy płakali. Wydawało mi się, że jestem twardzielem, ale też nie byłem w stanie opanować łez. Odeszła od nas Osoba pełna dobra i pokoju, tym właśnie darząca wszystkich, którzy mieli szczęście z Nią przebywać. Pamiętaj o nas, Dorotko, tam, gdzie już nie trzeba się o nic lękać ani błądzić.
.

niedziela, 26 lutego 2012

HELENA BRZEZIŃSKA

.
Helena Brzezińska (z domu Sikorska) w poniedziałek, 20-go lutego 2012 r. obchodziła 90-e urodziny. Najpierw uczestniczyliśmy w uroczystej Mszy św. w kościele p.w. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Wąglikowicach. Potem biesiadowaliśmy w Domu Wczasowym HELENA we Wdzydzach Kiszewskich. Mogę z dumą powiedzieć, że Helena B. jest moją wspaniałą Matką Chrzestną. Mimo sędziwego wieku wciąż kipi niespożytą energią, radością życia i promiennym uśmiechem. Należy do osób głęboko religijnych. Szczodrze wspiera różne akcje charytatywne. Całe życie ciężko pracowała i nadal czynnie pomaga swoim bliskim. Wychowała czworo dzieci (dwie córki i dwóch synów), doczekała się 17 wnuków i tyleż prawnuków. Jej sukcesy mają również widoczny wymiar materialny. Wspólnie z mężem śp. Konradem i dziećmi wybudowała we Wdzydzach cały zespół domów wczasowych : "HELENA", "DANUTA", "GABRIELA" i "MARZENIE". Jej domy wczasowe ściągają turystów nie tylko z Polski i Europy, ale z całego świata.
W uroczystościach urodzinowych wzięło udział ponad 100 osób z kraju i zagranicy. Królową Elżbietę II i Wielką Brytanię reprezentował Zbigniew Pawlik zamieszkały w Manchester (prywatnie mąż mojej zmarłej niedawno kuzynki Jadwigi, córki Jana Brzezińskiego, brata mojego ojca). Zbigniew P., dżentelmen stulecia, niezrównany gawędziarz bez przerwy podkreślał jak bardzo szczęśliwy jest, że przybył na to niezwykłe spotkanie. Wśród przybyłych znalazła się również Wanda Zofia Bonkowska (87 lat), jedna z dwóch żyjących jeszcze sióstr mojego ojca Maksymiliana, też w doskonałej formie. Miałem okazję pogawędzić z moimi kuzynkami i kuzynami, m.in. z siostrą Wandą Wacławą Brandt (79 l.), zamieszkałą w Zaniemyślu koło Poznania [zgromadzenie zakonne Sióstr Służebniczek Niepokalanego Poczęcia NMP (Służebniczki Maryi)].
Radosna jubilatka opowiadała o swoim spełnionym życiu, śpiewała i tańczyła z każdym uczestnikiem zabawy, również ze mną. Podobnie jak prof. Władysław Bartoszewski, moja Matka Chrzestna jest dla mnie i dla nas wszystkich wzorem do naśladowania oraz drogowskazem w czasach zamętu, chaosu i erozji wartości moralnych. Mamy nadzieję, że za 10 lat dane nam będzie świętować jej setne urodziny.





.

niedziela, 19 lutego 2012

Prof. WŁADYSŁAW Bartoszewski

.
Prof. Władysław Bartoszewski, niewątpliwie największy spośród żyjących Polaków, obchodzi dzisiaj 90. urodziny. Na moim blogu już pisałem o Profesorze, autorze słynnego zdania "Warto być przyzwoitym".
Powtórzę: Prof. Władysław Bartoszewski jest autorytetem, na którym można się oprzeć w czasach zamętu i dezorientacji. Wielu rodaków sądzi (ja również), że jest naszym narodowym skarbem – ponadpartyjnym, ponadideologicznym, ponadnarodowym, ponadwyznaniowym.
Uważam za wielkie szczęście i dar niebios, że Polska ma takiego Bohatera. Należy mu się hołd i podziękowanie za to, czego dla nas wszystkich i dla Polski w ciągu swego wspaniałego, krystalicznie czystego i heroicznego żywota dokonał.
Warto przypominać Jego słowa:
"Gdzie jest granica przyzwoitości? Czy jest nią danie jałmużny?, czy też przyjęcie kogoś do domu? A może podzielenie z nim szaty, jak to robili niektórzy święci? Nikt nie może o sobie powiedzieć, że zrobił dość, poza tymi, którzy zginęli niosąc innym pomoc. Jedynie ci zrobili dość".

.

poniedziałek, 13 lutego 2012

WISŁAWA SZYMBORSKA (1923-2012)

.
NIC DWA RAZY
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.

Choćbyśmy uczniami byli
najtępszymi w szkole świata,
nie będziemy repetować
żadnej zimy ani lata.

Żaden dzień się nie powtórzy,
nie ma dwóch podobnych nocy,
dwóch tych samych pocałunków,
dwóch jednakich spojrzeń w oczy.

Wczoraj kiedy twoje imię
ktoś wymówił przy mnie głośno,
tak mi było, jakby róża
przez otwarte wpadła okno.

Dziś, kiedy jesteśmy razem,
odwróciłam twarz ku ścianie.
Róża? Jak wygląda róża?
Czy to kwiat? A może kamień?

Czemu ty się, zła godzino,
z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteś – a więc musisz minąć.
Miniesz – a więc to jest piękne.

Uśmiechnięci, wpółobjęci
spróbujemy szukać zgody,
choć różnimy się od siebie
jak dwie krople czystej wody.

NOTHING TWICE
Nothing can ever happen twice.
In consequence, the sorry fact is
that we arrive here improvised
and leave without the chance to practice.

Even if there is no one dumber,
if you’re the planet’s biggest dunce,
you can’t repeat the class in summer:
this course is only offered once.

No day copies yesterday,
no two nights will teach what bliss is
in precisely the same way,
with exactly the same kisses.

One day, perhaps, some idle tongue
mentions your name by accident:
I feel as if a rose were flung
into the room, all hue and scent.

The next day, though you’re here with me,
I can’t help looking at the clock:
A rose? A rose? What could that be?
Is it a flower or a rock?

Why do we treat the fleeting day
with so much needless fear and sorrow?
It’s in its nature not to stay:
Today is always gone tomorrow.

With smiles and kisses, we prefer
to seek accord beneath our star,
although we’re different (we concur)
just as two drops of water are.

[Przełożył Stanisław Barańczak]

НИЧТО НЕ СЛУЧАЕТСЯ ДВАЖДЫ
Ничто не случается дважды
И не случится. Значит,
родившись не спросясь -
умрём без церемоний, только раз.

Школа этой жизни - даже для тупых:
каждый год, каждый раз - в новый класс,
не стать нам второгодниками
и зиму или лето не прожить два раза.

И каждый день неповторим,
и двух ночей не знала равных я,
ни поцелуев одинаковых,
ни взглядов двух глаза в глаза.

Вчера, когда лишь имя твоё
кто-то при мне произнёс,
в открытое настежь окно
как будто розу ветер мне принёс.

Сегодня вместе мы, а я
смотрю на эту стену, вспоминая
Ту розу. Что такое роза?
Цветок ли? Иль как этот камень?

Недобрый миг, с пустым
зачем ты страхом водишься?
Ведь так прекрасно то, что ты
Приходишь и опять уйдёшь.

Улыбки снова, и объятья вновь,
давай мириться и любить,
хоть так же мы непохожи с тобою,
как капли дождя чисты.

Перевод Владимира В. Яковлева
.

czwartek, 9 lutego 2012

"Kiedy Bóg odwrócił wzrok"

.
O barbarzyństwie totalitarnego ustroju w Związku Radzieckim i cierpieniach milionów niewinnych ludzi możemy dowiedzieć się od naocznych świadków, którym udało się przeżyć horror komunistycznej gehenny. Na moim blogu już wcześniej wspominałem m.in. takie książki jak
"Z Bogiem w Rosji (1939-1963)" ks. Waltera Ciszka,
"Wspomnienia z Kazachstanu" ks. Władysława Bukowińskiego,
"Dzieciństwo na zesłaniu - strach przed powtórką. Wspomnienia z lat 1940 - 1946 w ZSRR" Danuty Różyckiej,
"GUŁAG" Anne Applebaum i inne.

Książkę "Kiedy Bóg odwrócił wzrok" Wiesława Adamczyka otrzymałem już dość dawno od Beaty (mojej starszej córki), ale dopiero podczas tych ferii zimowych znalazłem trochę wolnego czasu na jej lekturę. Tę poruszającą relację przeczytałem dosłownie jednym tchem. Zachęcam wszystkich, aby zrobili to samo. To nie tylko wstrząsające świadectwo niewyobrażalnych cierpień deportowanych w głąb ZSRR setek tysięcy Polaków. To również oskarżenie zachodnich aliantów, (szczególnie Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych), którzy będąc sojusznikami Stalina, świadomie i celowo tuszowali zbrodnie ludobójstwa popełnione przez sowieckie NKWD na polskich oficerach w Katyniu, Charkowie, Miednoje i innych miejscach męczeństwa w ZSRR.


Jeden z moich krewnych w czasie II wojny światowej też doświadczył podobnych cierpień. Był nim brat mojego ojca - Jan Brzeziński. (Urodził się 11-go stycznia 1905 r. w Czarnej Wodzie, zmarł 25-go listopada 1994 r. w Manchester w Anglii, gdzie został pochowany.) Znalazł się w niewoli radzieckiej aż pod Murmańskiem nad Morzem Barentsa w pobliżu granicy z Norwegią i Finlandią. Opowiadał, że Polscy jeńcy umierali tam z zimna, głodu i ciężkiej pracy przy budowie m.in. lotniska. Jemu też groziła śmierć z wycieńczenia. Dzięki układowi Sikorski - Majski cudem ocalał i wyszedł z armią gen. Andersa z nieludzkiej ziemi. Przez Persję, Palestynę dotarł z II Korpusem do Włoch, gdzie uczestniczył m.in. w bitwie pod Monte Cassino. Po wojnie zamieszkał w Manchester. Po raz pierwszy przyjechał odwiedzić rodzinę do Polski w 1960 r. Potem przyjeżdżał już prawie co roku. Latem 1971 r. przebywałem przez miesiąc w Leningradzie (=Petersburgu). Po moim powrocie z ZSRR stryj Jan, który akurat był w domu moich rodziców zadawał mi mnóstwo szczegółowych pytań dotyczących wszystkiego, co widziałem w Rosji. Z pewnym niedowierzaniem słuchał moich optymistycznych odpowiedzi. Dla niego Związek Radziecki, gdzie spędził prawie dwa lata w nieludzkich warunkach kojarzył się jak najgorzej. Mojemu stryjowi zawdzięczam, że udało mi się wyjechać do Londynu w 1990 r. Podczas sześciomiesięcznego pobytu odwiedziłem go wtedy w Manchester. Od mojego ojca wiedziałem, że w czasie wojny stryj robił zwięzłe notatki o swoich przeżyciach wojennych. Udało mi się go przekonać, aby mi przekazał ten swój miniaturowy pamiętnik. Przechowuję go w moim domowym archiwum jak najcenniejszą relikwię.

Mój kuzyn Bronisław Brandt w swojej książce "Moja saga wojenna 1939-1947" poświęca naszemu stryjowi Janowi Brzezińskiemu kilkanaście stron opisując jego perypetie w urządzaniu się w Anglii tuż po zakończeniu wojny w 1945 r. (Wspomina tam również na kilku stronicach mojego ojca Maksymiliana.)

.