niedziela, 12 kwietnia 2009

Moje Święta Wielkanocne poza Polską.

W tym roku [2009] Wielkanoc obchodzimy 12-ego i 13-ego kwietnia.

Dwukrotnie w moim życiu doświadczyłem przeżywania Świąt Wielkanocnych za granicą.

Pierwszą Wielkanoc poza Polską spędziłem w 1987 r. u naszych braci Słowian w czasie trzymiesięcznego pobytu (od niedzieli, 5-ego kwietnia do poniedziałku, 29-ego czerwca) w Kijowie, stolicy Ukrainy (wówczas jeszcze była to Ukraińska Socjalistyczna Republika Radziecka znajdująca się w składzie ZSRR). Święta Wielkanocne przypadały wtedy 19-20 kwietnia 1987 r. W niedzielę wielkanocną pojechałem z kilkoma osobami na mszę św. na peryferie wielkiego miasta do polskiego kościółka w dzielnicy Swiatoszyno, natomiast w poniedziałek wielkanocny mieliśmy przewidziane planem zwykłe zajęcia w Instytucie Pedagogicznym. Wszak komunistyczne władze ZSRR nie uznawały oficjalnie żadnych świąt religijnych.

Drugą Wielkanoc poza Polską spędziłem w 1990 r. podczas mojego półrocznego pobytu w Wielkiej Brytanii, kiedy to przez sześć miesięcy (od soboty, 27-ego stycznia do soboty, 21-ego lipca 1990 r.) doskonaliłem znajomość j. angielskiego w Londynie. Rozłąka z najbliższymi i krajem była wielkim wyzwaniem, nie brakowało momentów trudnych, zwłaszcza, że w siedmiomilionowej obcej metropolii czułem się jak mikroskopijna kropelka w ogromnym oceanie. Dlatego chętnie skorzystałem z zaproszenia mojej kuzynki Jadwigi Pawlik (ur. w 1937 r.), mieszkającej w Manchester (450 tys.) w Anglii. Spędziłem tam trzy cudowne dni (od niedzieli, 15-ego kwietnia do wtorku, 17-ego kwietnia 1990 r.) najpiękniejsze w ciągu całego mojego pobytu w Zjednoczonym Królestwie. Zawsze z wdzięcznością będę wspominał tamte chwile. Jadzia (imienniczka mojej matki) jest córką Jana Brzezińskiego (1905-1995), brata mego ojca Maksymiliana. Stryj Jan w czasie kampanii wrześniowej 1939 r. trafił do niewoli sowieckiej, tam cudem przeżył w okolicach Murmańska do 1941 r., kiedy przedostał się do armii gen. Andersa i przeszedł z nią cały szlak bojowy uczestnicząc m.in. w bitwie pod Monte Cassino. Po wojnie zamieszkał w Manchester, gdzie po 1956 r. sprowadził najpierw córkę Jadwigę, a później żonę Władysławę. Jadzia to niezwykle gościnna osoba, bardzo ciepła i serdeczna. Doznałem jej rzadko spotykanej życzliwości już wcześniej m.in. w stanie wojennym, kiedy to przysłała nam olbrzymi pakunek z ubrankami dla naszych córek Beaty i Darii, oprócz odzieży przesyłka zawierała mnóstwo innych dóbr, wówczas w naszym kraju nieosiągalnych. Wracając do tamtej bytności w Manchester, pragnę dodać, że moja kuzynka Jadzia starała się uczynić tę wizytę maksymalnie ciekawą. Wśród interesujących punktów programu było m.in. zwiedzanie kilkupiętrowego muzeum National Photography, Film and Television w mieście Bradford. Mąż Jadzi - Zbyszek pojechał ze mną również do miasta Huddersfield, zwiedziliśmy tam m.in. obiekty Polskiego Stowarzyszenia Kombatantów i polski kościół, gdzie proboszczem był wtedy mój kuzyn Augustyn Brandt (syn Marty, najstarszej siostry mego ojca).

Mimo, że Święta Wielkanocne spędzone poza Polską wspominam raczej przyjemnie, to cieszę się, iż od 19 lat mogę je przeżywać w mojej ojczyźnie.

[Już wkrótce uzupełnię tę relację]

Brak komentarzy: